Dlaczego nie chudnę?

0
10799
chudnę

Dlaczego nie chudnę??? Pewnie wiele osób zadaje sobie takie pytanie, kiedy waga uparcie pokazuje, że od ostatniego pomiaru nic się nie zmieniło. Ogarnia nas frustracja, łatwiej jest wtedy złamać dietę, sięgnąć po coś niedozwolonego. Zdarza nam się zrezygnować z treningu, położyć się na kanapie zamiast pójść na spacer. Zadajemy sobie pytanie – po co się męczyć? Przecież i tak nic się nie dzieje… i nie CHUDNĘ!

Zamiast pocieszać się czekoladą, warto się zastanowić nad przyczyną (albo przyczynami) takiego stanu. “Dlaczego nie chudnę, choć przecież się staram“. Często słyszymy to pytanie na naszych grupach wsparcia. Przede wszystkim trzeba mieć na uwadze, iż masa ciała rzadko kiedy idzie w dół liniowo. Najczęściej trochę spada, zatrzymuje się, znów spada, zatrzymuje, idzie w górę, spada itd. I jest co całkowicie normalne. Dlatego cierpliwość będzie naszym największym sprzymierzeńcem. Redukcja masy ciała jest procesem wymagającym czasu. A zastoje podczas odchudzania na pewno będą się zdarzać 🙂

Co zatem możemy zrobić? Przede wszystkim skupić się na wyeliminowaniu kilku podstawowych błędów:

  1. BRAK DEFICYTU KALORYCZNEGO

Aby redukować masę ciała konieczny jest deficyt energetyczny, czyli najprościej mówiąc – aby chudnąć, musimy jeść mniej niż spalamy. Nie ma innej drogi. Nie zawsze wystarczy zmienić dietę na zgodną z zasadami, aby zauważyć luz w ubraniach. Do tego konieczne jest ustalenie, ile kalorii powinniśmy spożywać, żeby organizm zaczął czerpać z naszych zapasów. Przy obliczeniach możemy skorzystać z kalkulatorów internetowych lub skonsultować się ze specjalistą (dietetykiem).

  1. Nie chudnę, czyli ODMIERZANIE „NA OKO”

Na początku mamy zapał, wyciągamy wagę kuchenną i odważamy każdy orzech, każdą kromkę pieczywa. Z czasem zaczynamy robić to na „oko”. Nie liczymy łyżek oliwy, tylko polewamy sałatkę prosto z butelki, nie ważymy orzechów tylko dodajemy tyle, ile wysypało się z paczki. Płatki owsiane sypiemy na oko, a na łyżeczkę trafia 25 g masła orzechowego, a nie przepisowe 15 g. Oczywiście nie chodzi o to, aby skrupulatnie wszystko odważać i liczyć już do końca życia. Warto mieć świadomość, że taka niedokładność może być przyczyną zastoju w odchudzaniu. Trzeba zwrócić uwagę głównie na kaloryczne produkty spożywcze (niezależnie od ich walorów zdrowotnych), takie jak tłuszcze, orzechy, awokado, kasze, makarony, pieczywo czy suche nasiona roślin strączkowych. Dodatkowe 50 g papryki nie zrobi różnicy ale już 50 g orzechów – dużą.

  1. Nie chudnę, czyli DIETA OD PONIEDZIAŁKU DO PIĄTKU

Chyba każdy z nas to zna. W poniedziałek wstajemy z zapałem, odmierzamy, liczymy, trzymamy się diety, ćwiczymy. Przez kolejne pięć dni funkcjonujemy w deficycie energetycznym i nagle przychodzi weekend. Grill, wyjście ze znajomymi, maraton filmowy, wizyta u rodziny. Zjadamy więcej, skusimy się na deser, chipsy, piwo. Nie myślimy o kaloryczności tych produktów a przecież 100 g paczka chipsów to 500 – 600 kcal a pizza może mieć nawet 1500 – 2000 kcal. Zerujemy wypracowany przed weekendem deficyt. Ba, kończymy nawet tydzień na plusie! Nie powinno nas zatem dziwić, że nasza masa ciała stoi w miejscu.

  1. TO TYLKO MAŁY KAWAŁECZEK

To też brzmi znajomo – gryz hamburgera od męża, kilka orzechów pomiędzy posiłkami, reszta kanapki po dziecku. Niewielkie ilości, których my nie zauważamy, ale nasza tkanka tłuszczowa już tak. Dobrym pomysłem jest zapisanie wszystkich dodatkowych przekąsek i przegryzek. Nawet tych najmniejszych a potem oszacowanie ich kaloryczności. Wynik często zadziwia…

  1. ZDROWE PRZEKĄSKI

Czasami wydaje się, że jeżeli coś jest zdrowe (czyli pełne witamin, mikroelementów, błonnika czy nienasyconych kwasów tłuszczowych) to możemy to jeść bez limitu. Otóż nic bardziej mylnego. To, że coś ma świetny skład lub jest zrobione z samych superfoods, nie oznacza, że nie będzie bombą kaloryczną. Brownie z ciecierzycy z masłem orzechowym czy domowa pełnoziarnista pizza na pewno dostarczą cennych składników odżywczych. Jednocześnie bardzo dużych ilości energii. I ten nadmiar również zostanie odłożony w tkance tłuszczowej.

  1. ŻYCIE W STRESIE I BRAK SNU

Zwykle bagatelizujemy wpływ tych dwóch aspektów na utratę tkanki tłuszczowej (a raczej na brak utraty). To błąd, ponieważ zarówno permanentny stres, jak i regularne zarywanie nocek nie przyczyni się do szybszej utraty masy ciała. Wręcz może ją zahamować. Dlaczego tak się dzieje? Między innymi dlatego, że kiedy jesteśmy zestresowani, niewyspani, łatwiej nam sięgnąć po wysokokaloryczne posiłki lub przekąski i usprawiedliwić samego siebie. Warto zatem przyjrzeć się stresorom w naszym otoczeniu i zastanowić, czy można je wyeliminować lub jak zminimalizować ich wpływ na nasze życie. Niewyspani, zestresowani, nie będziemy mieli ochoty na przestrzeganie diety i na aktywność fizyczną.

  1. POLEGANIE TYLKO NA WADZE

Dla niektórych najważniejsze są wskazania wagi, co niekoniecznie obrazuje proces utraty tkanki tłuszczowej. Wystarczy, że poprzedniego dnia wypijemy więcej wody (zwłaszcza przy jedzeniu słonych potraw), zjemy większy objętościowo i wagowo posiłek czy (dotyczy kobiet) jesteśmy w ostatniej fazie cyklu miesiączkowego, a masa ciała będzie stała w miejscu (lub nawet się zwiększy). Podobnie jest wówczas, kiedy rośnie się zawartość tkanki mięśniowej w naszym organizmie – nie zauważymy spadku na wadze, ale w centymetrach już owszem. Dlatego zamiast martwić się tym, że waga wskazuje wciąż ten sam wynik – mierzmy się. Centymetr to podstawa.

  1. Nie chudnę, czyli PRZESZACOWANIE STOPNIA AKTYWNOŚCI FIZYCZNEJ

W tym miejscu błędy zdarzają się często, ponieważ mamy tendencję do uznawania siebie za bardziej aktywnych niż w rzeczywistości jesteśmy. Tu potrzebne jest krytyczne spojrzenie. Do tego przydaje się np. krokomierz, który pomoże sprawdzić, ile kroków wykonujemy dziennie. Możemy się bardzo zdziwić, kiedy pod koniec dnia wskaże on zaledwie 3000 kroków, podczas gdy zalecana ilość to 10 000. Ktoś, kto trenuje 3x tydzień na siłowni po 60 minut, ale pozostały czas siedzi za kierownicą, potem przy biurku a na końcu dnia na kanapie, niekoniecznie może nazwać siebie osobą aktywną. Zwłaszcza jeżeli dużą część pobytu na siłowni poświęcamy na zrobienie idealnego selfie ?. Zupełnie inaczej sytuacja wygląda u np. młodej mamy, która od rana do wieczora zajmuje się dziećmi, spaceruje z wózkiem kilka godzin, wykonuje szereg prac domowych, a zakupy robi w biegu. Zbyt bezkrytycznie ufamy też aplikacjom czy maszynom na siłowni, które często przeszacowują ilość spalonych kcal i usprawiedliwiają „potreningową przekąskę”.

Jeżeli mimo wyeliminowania powyższych błędów nadal nic się nie dzieje, warto skonsultować się z lekarzem i wspólnie poszukać przyczyny takiej sytuacji. Pewne choroby lub problemy zdrowotne mogą skutecznie zablokować chudnięcie.

 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj